Wings, wings i po wingsie.
Co to był za rok! Co to był za miesiąc i co to był za bieg!
Ale po kolei.
Skąd Wings się wziął w Kaletach, ile było przy tym pracy i
jakie są plany?
Jest marzec 2017, siedzę przy biurku w biurze mojej firmy w
Saginaw w stanie Michigan. Czekam na n-te spotkanie, pogoda dobija bo to koniec
zimy w Michigan – znacie jesienną depresję w Polsce, gdy pada i jest przenikliwy
ziąb? Pomnóżcie to razy 4 i dodajcie do tego, że ten ziąb płynie znad Kanady…
Tak to właśnie marzec na północy Michigan. Mija drugi z czterech tygodni
rozłąki z rodziną, piję chyba 3 kawę tego dnia i marzę by wrócić do hotelu,
napić się pysznego piwka i iść spać. Nawet pobiegać nie ma gdzie bo chodnik to
rarytas, po głównej drodze biec to głupota, a hotelowa siłownia wychodzi mi już
bokiem. Głowę podpieram ręką i bezwładnie opadam coraz niżej, szukam i szukam. Szukam
czegoś co mnie wybije z tej stagnacji, z tego letargu. Jest 8 rano, dla ludzi z
USA z którymi pracuje to środek nocy, biuro puste i ciche. Poranne przeglądanie
– poczta firmowa, prywatna, wiadomości z kraju, lokalne promocje, portal
bieganie.pl. No właśnie widzę artykuł o Wings for Life, o jakiejś bitwie o
Mediolan, o Poznaniu, o wspaniałych rezultatach Polaków. Przez pierwszy etap
biegania byłem tak zamknięty na lokalnych imprezach i biegach górskich, że wstyd
się przyznać, ale nie wiedziałem co to ten „Wyngs” jest!
To było to – ten impuls. Czytam i zatapiam się w tej idei
coraz bardziej. Zawsze starałem się i lubiłem pomagać innym. Teraz mógłbym to
połączyć z bieganiem. Super! Tylko ten Poznań.. no nie leży mi to miejsce. Dwa
tygodnie wcześniej mam Szczawnicę, kolejny tydzień później Półmaraton
Tarnogórski i jak powiem jeszcze wtedy narzeczonej i mamie, że jadę do Poznania
to mam jedno pewne – wspólnie urwą mi głowę przy samym tyłku. Smuteczek, ale… jest
aplikacja. Czytam jak to ma działać, jak to wygląda i pomysł wydaje mi się
genialny. Wysyłam wiadomość do moich przyjaciół z grupy O co biega w Kaletach.
Proponuję trening z tą aplikacją , może jakaś pętla na Zielone, przy domu moich
rodziców wystawimy miejsce z wodą, potem zrobimy jakąś kiełbaskę i będzie
super. Jest jeden „problem” – te Kalecioki
to banda pozytywnych świrów, z masą energii i chęci do działania więc w
przeciągu kilkudziesięciu minut od przeczytania artykułu i pomysłu treningu
rodzi się pomysł – zróbmy zorganizowany bieg w Kaletach!
Całe następne dwa tygodnie przebiegają zdecydowanie lepiej,
póki jestem poza Polską i mam shift w strefie czasowej to zajmuję się kwestiami
technicznymi. Piszę maile, ustalamy szczegóły, przygotowuje wydarzenia na
Facebooku. Pracy dużo i nagle przychodzi smutna informacja – na ten rok jest za
późno, nie da rady zrobić oficjalnego biegu z aplikacją, ale fundacja docenia
nasz upór i pozwala nam to zrobić na własną rękę. Trochę szkoda, ale nie
załamujemy rąk, ustalamy wszystko i zaraz po powrocie spotykamy się wszyscy by
ustalić szczegóły. Nie będę rozpisywać tutaj ustaleń, pomysłów, ale w skrócie –
dzięki zaangażowaniu wielu ludzi organizujemy bieg w 1 miesiąc. Szaleństwo! Do
tej pory nie wiem jakim cudem się to udało. Wymyślamy system złotówki za km,
znajdujemy partnerów, organizujemy zbiórkę. Wspiera nas Urząd Miejski, Stowarzyszenie
Nasze Kalety, lokalni przedsiębiorcy. 7go maja 24 biegaczy staje na prowizorycznym
starcie naszej 4km pętli w Zielonej. Aplikacja wariuje, kilka osób myli trasę
mimo oznaczeń, ale nie to istotne. Zbieramy tą metodą prawie 1000€ dla fundacji.
Jest sukces, są wnioski, było masę zabawy. Lokalne media o nas piszą, wszyscy
się cieszą, ale poza radością wszyscy w grupie wiemy jedno – to dopiero
początek.
Raptem kilka godzin po tym biegu podsumowujemy pierwszą edycję
i zaczyna się mój mailowy maraton. Wysyłam maile do fundacji, piszę prośby o
zgodę na oficjalny bieg w roku 2018. Czekamy i czekamy, nie ma decyzji jak to
będzie wyglądało w kolejnej edycji. Raz po raz fundacja prosi o cierpliwość. Następuje
redukcja biegów z samochodem pościgowym, w związku z tym fundacja pracuje nad jakimś
rozwiązaniem dla organizacji tych z aplikacją. Czekamy, czekamy, zaczynam się
martwić i nagle przychodzi mail – zielone światło! Organized App Run Manager.
To była beta wersja tego serwisu, ZYLION błędów, wypełniam
formularze w raptem pół godziny. Coś się zawiesza, coś się gubi, kolejne maile
do supportu, telefony. Udaje się przepchnąć wniosek. Jesteśmy znani w fundacji
więc decyzja przychodzi po kilku minutach. MAMY TO! Informuję grupę – jest radość,
ale wiemy, że teraz czeka nas masa pracy. Mamy dużo więcej czasu niż rok temu, jest
co robić, ale pojawia się jeden problem…
Od maja zeszłego roku mieszkam w Katowicach a pracuję w
Tychach, pomijając kwestię przynajmniej godziny jazdy w jedną stronę to w
godzinach pracy urzędów nie mam możliwości być w Kaletach. Bardzo boję się, że
grupa będzie o to zła, ale nie miałem o co. To wspaniali ludzie, którzy
rozumieją sytuację. Dzielimy się pracą – oni lokalnie, ja globalnie. Wykorzystujemy
Facebooka by się z sobą porozumiewać. Wszyscy ostro pracują – urząd, sponsorzy,
organizacja zbiórki, facebook, plakat, reklamy, media. Kilka razy się
spotykamy, wymieniamy informacje, pomysły. Ta idea łączy nas wszystkich, całą
grupą działamy jak dobrze naoliwiona maszyna. Jest wsparcie urzędu, będzie
pompa, prezenty dla biegaczy, punkt żywieniowy, ale gdy wszystko jest już
dopięte i zostają kosmetyczne kwestie zauważamy mały detal – nie mamy biegaczy…
Media lokalne nas wsparły, jednak te ogólnopolskie takie jak
Polskie Radio czy TVN totalnie nas olewają. Nawet nie reagują na maile. Mamy
problem z nagłośnieniem biegu, zaprzyjaźnione grupy raczej się nie pojawią,
gdyż mają inne plany. Zapraszamy kogo się da, ale jest nas mniej niż rok temu.
Jest załamka, robimy tak wiele, ale słowa Bartosza Olszewskiego znanego jako Warszawski
Biegacz są bardzo prawdziwe – „w Polsce liczy się medal i posiłek po biegu”. Bartosz mimo kontuzji i urlopu jako jedyny z gwiazd
biegu postanawia nas wesprzeć i pisze o nas na swoim blogu. Pisze o nas
bieganie.pl, jest ruch, ale mały. Medalu już nie zorganizujemy, ale rodzi się
pomysł losowania bonów do Decathlonu pozyskanych ze środków sponsorów, ekipa z
Kalet załatwia sponsorów, załatwia nagrody dla najlepszego biegacza i
biegaczki. Informujemy o tym na Facebooku, robimy konkurs na zwrot wpisowego.
Palce mi płoną od pisania maili, postów, próśb, zaproszeń. Ekipa z Kalet
pracuje niczym mrówki w mrowisku by między pracą a treningami, domem i pracą pozyskać
sponsorów, domknąć ustalenia z urzędem. Czekamy na ostatni tydzień, liczymy, że
wtedy plany majówkowe będą jasne i wizja nagród ściągną biegaczy. Sukces...
Jeszcze do ostatniej chwili czekamy. W ostatni dzień dzieje
się dużo – w Kaletach, Katowicach, Tarnowskich Górach. Pieką i pakują się
babeczki, drukują numery startowe i znaki na trasę, stawia się scena. Od rana wszyscy
działają. O 7 rano ruszam z żoną z Katowic, prosto na trasę by ją znakować. Znakowanie zajmuje nam prawie 2 godziny. Robert
oznacza dojazdy. Po 10 spotykamy się już na miejscu i machina rusza. Pakiety
startowe, punkt żywieniowy, nagłośnienie. Dziewczyny obsługują biuro, reszta
rozstawia punkty, staram się pomóc tym, którzy mają problemy z aplikacją.
Jeżeli mamy być szczery – nie pamiętam do końca tego co się działo, emocje, przeziębienie,
natłok wszystkiego. Ostatnie godziny przed biegiem zlewają mi się w całość.
49 biegaczy, tylu dokładnie pojawia się 6go maja w Zielonej,
cała ta praca nie poszła na marne. Ponad dwa razy więcej niż rok wcześniej.
Pojawiają się osoby z daleka i lokalni biegacze. O 13 startujemy i zaczyna się
zabawa, ja trochę biegnę, trochę robię zdjęć. Wysyłam je prosto do fundacji,
tak samo jak filmy przez aplikację do której otrzymaliśmy jako organizatorzy
licencję. Przesyłam pozdrowienia do Poznania bo dowiedzieli się o nas. Ostatni
zawodnicy kończą po prawie 3 godzinach. Zamykanie imprezy – losowanie nagród,
wręczanie, podsumowanie trwa kolejną godzinę. Po rozejściu się biegaczy,
sprzątamy miejsce startu i biuro, przepijając bezalkoholowe piwko, skacząc przy
tym do „Miłości w Zakopanem” Skąd biegacze mają jeszcze energię na takie
głupoty po biegu tego nie wiem 😉 Beata deklaruje, że oznakowanie sprzątnie na
następny dzień rano i po 11 godzinach od wyjazdu z Katowic wracam do auta. Po
powrocie padam na twarz.
Cała ta organizacja to była walka, która nas kosztowała
wiele energii, ale było warto. Start Darka Plinty uświadomił nas po co to
robimy. Mamy wnioski, mamy pomysły. Aplikacja znów dała ciała, ale zgadnijcie –
tak już napisałem kolejne maile i kontaktuje się z supportem 😉
Już działamy na rok 2019 bo data już jest – 05.05.2019. Już wiemy, że za rok
znów spotkamy się w Kaletach.
Trwają dyskusje o nowej trasie, o metodach znakowania, o
lepszej organizacji biura i punktu, może załatwimy ten medal na przyszły rok.
Mamy worek nowych doświadczeń, z których wyciągamy wnioski.
Jedno jest pewne – dzięki całej grupie bieg w Kaletach ma szanse
być ważnym punktem na europejskiej mapie i nie spoczniemy dopóki tak nie
będzie.
Wiecie o co biega w tych Kaletach? By biec z pomocą i dla
tych, którzy nie mogą!
Do zobaczenia za rok!
Komentarze
Prześlij komentarz