Mój mąż jest biegaczem




Pomysł na ten artykuł zrodził się w mojej głowie już dawno temu, ale dopiero teraz zebrałem się w sobie by wziąć się za pisanie.
Trochę z przekąsem, trochę na serio. Ciut prawdy w tym jest pewno – krótko mówiąc, o tym jak wyobrażam sobie życie mojej żony ze mną spisane z perspektywy Karoliny ;) 

Kobieto – zastanów się! Zastanów się dwa razy a potem kolejne dziesięć nim zwiążesz się z biegaczem! A jak Twój chłop nagle postanowi zacząć biegać to zrób wszystko by nie zaczął. Same problemy i nerwy. No dobra, jak już Ci się nie uda i Twoja brzydsza połówka biega to zwijaj mu sprzed nosa wszystko co może go naprowadzić na biegi górskie i ultra. Jak zostanie ultrasem to… no cóż amba fatima był chop a ni ma…

Punkt pierwszy – ciało. Lubisz się przytulać? Tak? Super, to kup już sobie pluszaka. W zimę, w trakcie roztrenowania to może i coś tam przybierze, ale jak tylko zacznie się okres przygotowań i startów to tryb suchoklates włączy się znowu. Żebra na wierzchu, płaska klata, tyłek jak dwie wysuszone rodzynki. No dobra, nogi spore, ale to tylko przez to, że biega w górach. Gdyby nie to, to i one byłyby chude jak dwie wykałaczki. Przytulić nie ma się do czego chyba, że kręci Cię Achmed Martwy Terrorysta.

Punkt drugi – czas. „Kochanie co robimy w tym tygodniu?” Zapomnij, że usłyszysz normalną odpowiedź. Dostaniesz plan treningów na cały tydzień, zaplanowany każdy wieczór. Jakieś BNP, tempówki, interwały, core, stabilizacja, synchronizacja, rytmika. Co to jest?! Czasami brzmi jak:



Każdy jeden wieczór rozplanowany, a niby tylko 5 dni treningowych w tygodniu. Tylko, że między nimi trzeba jeszcze zrobić regenerację. Czasami stara się upchnąć te treningi bo wie, że masz plany, chcesz gdzieś wyjść. Kończy się to tak, że nie ma go całymi wieczorami. No cóż – przynajmniej jest spokój w domu.

Punkt trzeci – ciuchy i sprzęt. Ile tego jest?! Buty na każdą nawierzchnię, ciuchy na każdą pogodę. Pasy, bidony, softflaski, bukłaki, kamizelki, plecaki, kije, buffy, czapki i okulary. Całe skrzynie! I nie pytaj się go ile to kosztowało. Jeżeli mówi, że 250zł to miej pewność, że 400zł. Jedyny plus to, że nigdy nie odmówi Ci drogiego ciuszka, butów czy kosmetyków bo dobrze wie, że sam przewala 3 razy tyle i woli dołka pod sobą nie kopać. Z tymi ciuchami to też jest inna historia. Wracasz później z pracy, padasz na pysk, otwierasz drzwi do mieszkania i od progu słyszysz prysznic – aha, czyli już był na treningu. Dwa kroki i witają Cię przepocone ciuchy. Gdzie on kurde był?! Biegać czy na basenie?! I te buty… wiecznie śmierdzące mimo ciągłego prania. Najgorzej jak trening był w terenie i przy złej pogodzie. Niby tylko parę cm podeszwy a błota i piachu na całe boisko by starczyło.

Punkt czwarty – jedzenie. „Michę muszę trzymać” Ile razy ja to słyszę, szczególnie przed startem. Przygotuj się na kilogramy owsianek, jaglanek, ciast marchewkowych i masła orzechowego. Do tego hektolitry koktajli, soków z buraka czy izotoników. Do izo trzeba dodać inne odżywki – żele, przedstartówki, regeneracyjne po wysiłku i masę innych a to znowu w horrendalnych cenach. Dodatkowo możesz mieć pewność, że przetestuje każdy jeden przepis czy innowacyjny pomysł odżywiania, który może pomóc polepszyć wyniki bez znaczenia jak idiotyczny byłby przepis.

Punkt piąty – wakacje, urlopy i weekendy. Marzysz o wakacjach, na których będziesz leżeć plackiem na plaży? Zapomnij i o tym. Jeden dzień wysiedzi na tyłku pod warunkiem, że wieczorem zrobi „seryjkę na core i trochę rolki” Drugi dzień to już za dużo i wstanie razem z Januszami przed 6 rano przegoni ich w pościgu z parawanami na plażę i pobiegnie dalej na poranny trening.  Weekendami będzie wywoził Cię na jakieś zadupia bo akurat tam jest fajna górka na trening, albo z tego miejsca startuje jakiś obrzydliwie długi bieg. A ty potem czekaj na niego godzinami, aż wróci utyrany, brudny, śmierdzący i z radości po przekroczeniu mety postanowi Cię przytulić. Sama przyjemność…

I na koniec cała ta otoczka. Każdą, ale to KAŻDĄ rozmowę będzie w stanie przenieść na tematy biegowe. Wasze półki uginać będą się od książek i czasopism o bieganiu.  Jak nie będzie biegał to będzie o nim czytał, albo rozmawiał. Co do łóżka… - „Biegacze mogą dłużej!” Taaa mhm, chyba spać po treningu, planować go, albo przeżywać każde zawody. Całą energię wykorzysta na trening więc jedyne co masz pewne w łóżku to chrapanie i smród maści końskiej nałożonej przed snem na obolałe nogi.

To by było na tyle 😉
Ciekaw jestem na ile moja wizja jest prawdziwa. Czekam na Wasze komentarze!


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Hołda Kostuchna

Montano Cortina Stretch

Biegi w Szczawnicy 2018 – Dziki Groń 64km